piątek, 25 lutego 2011

Bóg mnie nie kocha.

Jestem beznadziejnie niekonsekwentynym blogerem. Po pół roku nadażyła się okazja do napisania i to tylko dlatego, że jestem wkurzona MAKS! Dlaczego? Otóż...

Jakiś czas temu siostra I. w geście miłosierdzia zaprosiła mnie do siebie na mistrzostwa, bo mieszka w Oslo. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie tir, który nieszczęśliwie akurat dziś miał wypadek. Inna sprawa, że to smutne, bo ten pan, który nim jechał zginął. W każdym razie zdarzyło się to na chwile przed tym jak ja jechałam więc utknęliśmy w gigantycznym korku i nie zdążyłam na samolot. Jak po 3 godzinach, cudem dotarliśmy na lotnisko okazało się, że najbliższy lot mam w poniedziałek wieczorem. Rewelacja. Pomijając fakt, że musiałam dopłacić kupe kasy. Mówi się trudno i żyje się dalej. Właściwie jeśli chodzi o zawody to i tak nic nie strace bo nie miałam kupionych biletów na normalną skocznię, tylko na dużą i na Justynę, a to dopiero 3 i 5 marca. Tak czy owak jestem wkurzona, musiałam się tym podzielić z klawiaturą, a teraz zamierzam mentalnie przygotować się na poniedziałkowy lot. Jeśli uda mi się wylecieć to oficjalnie obiecuje nie złośliwić już Edkowi. A przynajmniej nie na głos.