piątek, 10 września 2010

Jak bardzo kocham imprezy...sportowe i niesportowe.

Umieram.

Ale to nic, bo im bardziej nie czuję żadnej części mojego ciała i im bardziej boli mnie wszystko tym lepiej wiem, że impreza była udana. Ale wracając do wtorku...

Otóż we wtorek byłam na meczu naszej niezastąpionej reprezentacji z Australią. Mecz całkiem niezly gdyby nie to jak beznadziejnie nieskuteczni są nasi piłkarze i jak beznadziejnie wolno grają. 'Pomalutku se grajcie chłopaki'. Przegraliśmy 2:1 i nie ograniam jak można tak uderzyć karnego jak Lewandowski. Przynajmniej widziałam nasz nowy stadion. Z zewnątrz jest paskudny, ale od środka wygląda to całkiem nienajgorzej. Zwiedzać tego raczej nikt nie będzie, ale zawsze to przyjemniej na takim obiekcie. Atmosfera była typowo piłkarsko-meczowa. Nadal nie kochamy PZPN-u.



Wczoraj była urodzinowa impreza Moniki, Magdy i Pauliny i przysięgam w życiu się tak dobrze nie bawiłam. Trochę gorzej było dziś rano gdy przyszło mi wstać po 3 godzinach snu i przesiedzieć 4 godziny w szkole, ale nawet to się da przeżyć. Burda trochę zgubiła nas na Kazimierzu, ale przynajmniej usłyszałyśmy szczyt komplementu z ust Angola tzn. 'HOT'. Poczułam sie piękna. Hitem imprezy byli kuzyni zarówno Moni jak i Magdy oraz czekoladowy tort. Bielecka przytoczyła mi swoją 'związkowo-facetową filozofię'. Uznałam ją za bardzo trafną, poza tym ostatnio niedobrze mi od szczęśliwych, zakochanych ludzi w stałych związkach. Jestem zła do szpiku kości, bo nie ciesze się szczęściem innych. No bywa. Impreza była tak udana, że wyszłyśmy prawie ostatnie jakoś po 3. Burdzie udało się jakimś cudem zadzwonić po taksówkę, a nawet powiedzieć pani odbierającej telefon 'Dzień dobry' i nie rozłączyć się kiedy kazała jej czekać 5 minut. Pieprzyłyśmy też coś na temat par, gdzie facet jest młodszy, ale nieszczególnie wiele z tego pamiętam. Wiem za to, że leciało 'I will always love you' i Burda chciała wracać zatańczyć z Dawidem, Jazzem, kuzynem kimkolwiek on był... W taksówce przeżywałyśmy to, że musimy wstać za trzy godziny i jak my przeegzystujemy następny dzień. Pan taksówkarz wziął to sobie do serca i o 4 nad ranem życzył nam 'Miłego dnia'. Może być i tak, zawsze to dobre słowo. Rano nie było już tak kolorowo, ale po co przeżywać to na nowo?

poniedziałek, 6 września 2010

Na bezrobociu też mogę zaliczyć inżyniera!

Na początek muszę tu sprostować, że to nie jest tak, że sukienka mi się nie podoba, tylko że ja się sobie w niej nie podobałam akurat w momencie pisania poprzedniej notki gdyż byłam w totalnie beznadziejnym nastroju. Sukienka podoba mi się bardzo, bardzo. I tak was kocham, dziewczyny.

 Jestem zbulwersowana tym iż Pan Dyrektor stwierdził, że w klasie humanistycznej tj. takiej jak moja wychowuje bezrobotnych. Nie moja wina, że nie urodziłam się matematycznym mózgiem. Poza tym uważam, że po studiach niematematycznych też można mieć pracę i zrobić coś dobrego dla świata. Nie żeby to co powiedział Pan Dyrektor jakoś bardzo mnie zabolało, ale uważam że to nie było stosowne to po pierwsze, a po drugie po co tworzy takie klasy skoro nie chce wychowywać bezrobotnych. Ale kimże ja jestem żeby wygłaszać swoje zdanie? Biednym, w przyszłości bezrobotnym uczniem klasy dziennikarskiej. Monia rozbawiła mnie reklamą politechniki, która ma trafić do kobiet. 'Zaliczysz inżyniera szybciej niż myślisz'. Osobiście uważam, że inżyniera mogę zaliczyć równie dobrze bez bycia studentką politechniki, ba nawet będąc bezrobotną!

Wczoraj zjechała mi się rodzina. Nie ma w tym punkcie szczególnie o czym pisać. Było miło, sympatycznie i wesoło. Ponad to po alkoholu wydawało mi się, że przyjście na wesele z tzw. 'osobą towarzyszącą' jest w zasięgu ręki tymczasem dziś bez alkoholu stwierdziłam, że jednak niekoniecznie będzie to takie proste.

Jutro mam iść na mecz Polska-Australia. Chcę mi się jak cholera biorąc pod uwagę, że muszę napisać kartkę i list z wakacji na francuski, ale co mam zrobić kiedy ojczyzna mnie wzywa.

Burda wróciła! Jasper jest szczęśliwy, Robertowy Arek patrzy na mnie i nie wiem czego oczekuje.

Za dwa tygodnie mamy na Wandeczce turniej młodzieżowy z gwiazdą... wróć... 'ulubieńcem krakowskiej publiczności' na czele. Jak gwiazda nic sobie nie złamie to to będą całkiem udane zawody. Aparat więc w dłoń i za dwa tygodnie na Odmogile. Troszkę obawiam się o mojego Rycha, ale może wszyscy przeżyją... może Bartek przeżyje.

Ps: Ładnie pachnący nauczyciele płci męskiej są bardzo okej.